Nie dla psa (i kota) kiełbasa
Książka o żywieniu zwierząt na, którą czekało wielu. Przez różnych influencerów promowana była niemal jako encyklopedia żywienia naszych milusińskich. Czy książka spełniła pokładane w niej oczekiwania? Co znajdziemy w środku?
Zacznę od tego, że książka powinna być o 1/3 chudsza i 1/3 tańsza. Tyle objętości zajmuje bowiem historia życia autorki. Jej droga do psiej dietetyki i zapoznanie z jej kotami. Historia spoko, tylko po co? Przypomnę, że książka była promowana jako kompendium wiedzy o żywieniu czworonogów, nie jako biografia.
Przejdźmy więc do zawartej w książce wiedzy… Tej jest niestety strasznie, karygodnie wręcz mało. Mam nieodparte wrażenie, że twór ten został popełniony tylko po to by wypromować działalność dietetyczną autorki. Samej autorce zaś wcale nie zależy na przekazaniu jakiejkolwiek wiedzy (wiadomo, jak ludzie się czegoś nauczą to przestaną jej potrzebować). Pozwolę sobie zatem wypunktować rzeczy, których się „dowiedziałam”:
- Psa nie karmi się bułką z masłem i parówkami – No shit sherlock. Wydaje mi się, że większość świata wie o takich podstawach… No dobra, są osoby (na ogół w wieku mojej babci), które uważają, że piesek może jeść wszystko to co człowiek. Albo, że najlepsza psia dieta to kasza z marchewką i mięsem z rosołu. Nie oszukujmy się, takie osoby i tak nie sięgnął po tą książkę.
- BARF jest dobry na wszystko, najlepiej ułożony przez psiego dietetyka 😉 – Nie neguję pozytywnych stron tego sposobu psiego/kociego żywienia. Wiem, że odpowiednio skomponowany jest super i ma masę zalet. Problem w tym, że jeżeli chcieliście się dowiedzieć jak to zrobić dobrze… To z tej książki się za dużo nie dowiecie.
- Dowiecie się za to jak obliczyć zapotrzebowanie waszego psa na kalorię – I to jest fajne.
- Sucha karma to zło i już lepsza jest puszka – Wiem, że sucha karma jest najbardziej przetworzona. Ale wydaje mi się, że jednak większość psich opiekunów karmi swoje Azorki jednak suchym – czas, pieniądze, łatwość. Można obecnie kupić naprawdę spoko jakościowe suche karmy (i mokre) za przyzwoite pieniądze. Byłoby miło, gdyby autorka nieco bardziej rozwinęła temat jak odróżnić karmę z dobrym składem od takiej z dobrym marketingiem. Ciekawa jest strona wyjaśniająca co oznaczają poszczególne deklaracje na opakowaniach karm.
- Pies, który je suchą karmę, może jeść też karmę z puszki ale pod żadnym pozorem nie powinien dostawać surowego (Broń was Odynie przed dawaniem takiemu psu kości!). Tutaj dodatkowa informacja, że nie dajemy suchej i mokrej karmy psu w jednym posiłku, tylko suche na śniadanko, a mokre na kolacyjkę… Czy jak tam sobie chcecie. O kościach czytałam już wcześniej na różnych grupach na FB. Więc dla mnie nadal nic nowego.
- Nie należy podawać mięsa i podrobów z dzika – świnia też nie jest do końca bezpieczna. Chodzi o możliwość zarażenia się psa/kota wścieklizną rzekomą. To jest akurat dosyć cenna uwaga. My tą informację dostaliśmy od hodowcy gdy odbieraliśmy szczeniaka, ale zakładam, że sporo osób może o tym nie wiedzieć.
- Warto oglądać kupę swojego psa. – Tutaj się zgadzam. Zwłaszcza, że by obejrzeć to trzeba ją podnieść a następnie posprzątać. Dużo osób jest niestety na bakier ze sprzątaniem po Azorkach. Sporo problemów można zauważyć właśnie na podstawie tego, że stolec naszego zwierzaka odbiega od norm. Autorka nawet opisała, jak powinno wyglądać prawidłowe wypróżnienie naszego czworonoga i o czym różne odchylenia mogą świadczyć.
- Jest rozdział o dokarmianiu psich/kocich osesków -To na plus
- Jest rozdział o karmieniu psiej geriatrii i zwierząt ze schorzeniami – To też na plus
- Na końcu książki miały być super przepisy na smaczne jedzonko dla naszych zwierzęcych przyjaciół – Są to najbardziej oczywiste przepisy do znalezienia w sieci.
Podsumowując. Czy jest to zła książka? Nie, ale jest mocno przereklamowana. Nie dostajemy ani encyklopedii żywienia, ani super tajemnych informacji. Książka składa się w większości z rzeczy bardzo oczywistych. Jeżeli ktokolwiek interesuje się przynajmniej w minimalnym stopniu dietą swojego pupila – to kupując ją wyrzuci tylko pieniądze w błoto. Kto powinien w takim razie ją przeczytać? Ciocia, która karmi swojego Azorka kaszą i parówkami.